Ocknęłam
się w jasno oświetlonej jaskini. Przez otwór zastępujący drzwi wpadały
chłodne, zimowe promyki słońca. Otworzyłam powoli oczy. Rozejrzałam się.
Moją uwagę przyciągnęła wadera siedząca w kącie. Gdy mój wzrok padł na
nią wstała i podeszła do mnie mówiąc:
-No nareszcie. Leżałaś tu nieprzytomna dobre 7 godzin. Masz nieźle
połamane żebra i mocno poranione łapy i klatkę piersiową. Gdzie
spotkałaś kłusowników?
-No... W sumie to kilkanaście mil stąd
na południe. Gonili mnie 4 dni. Czwartego dnia myślałam, że ich zgubiłam
i zwolniłam, a oni wykorzystali chwilę i mnie trafili. Kto mnie tu
przyniósł? Muszę mu podziękować.
-Mój brat, Demon...- wadera mówiła coś jeszcze, ale moje myśli zaprzątało to słowo 'DEMON'.... Z zadumy wyrwał mnie głos wadery:
-Słuchasz mnie?
-Tak... Tak... No... To znaczy... Nie... Przepraszam jestem rozkojarzona. Kiedy będzie pełnia?
-Dziś w nocy. A dokładniej to za kilka godzin... Już wieczór.
Czemu pytasz? -spytała. Zbladłam. Pełnia za kilka godzin, a jestem tu?!
Tak niedaleko innych wilków?! Mimo bólu prawego boku zerwałam się i
powiedziałam:
-Muszę stąd jak najszybciej odejść! Wrócę jutro nad ranem! Nie mam
czasu!- krzyknęłam i wybiegłam z jaskini najszybciej jak tylko mogłam.
Wadera jeszcze krzyczała za mną, że nie mogę biegać w takim stanie i
rzuciła się za mną. Po drodze spotkała tego wilka co mnie do niej
przyniósł. Coś mu powiedziała i wilk pobiegł dalej za mną. Pobiegłam w
stronę szczytów gór, które rysowały się na zachodzie. Przyśpieszyłam.
Wilk zrobił to samo. Krzyknęłam więc do niego:
-Uciekaj! Uciekaj ode mnie! Zabiję cię jeśli nie odejdziesz!
Błagam!- krzyknęłam. Wilk tylko przyśpieszył. Po dłuższym czasie dogonił
mnie. Byliśmy już w górach. Za około 30 minut zza chmur wychyli się
księżyc. Wilk biegł teraz równo ze mną. Powiedział:
-Uratowałem ci życie. Czemu miałabyś mnie zabić?
-Nie ja! ONA! Uciekaj!
-Jaka ona?
-Akuma!
-Kto to?
-Ech!
Powiem ci kiedy indziej! Z góry cię przepraszam!- krzyknęłam i
podcięłam wilka. Ten wywinął kozła i już leżał na ziemi ja skręciłam
między skały i zniknęłam mu z oczu. Biegłam dalej bez wytchnienia.
Przyśpieszyłam jeszcze bardziej by być jak najdalej od niego, tak by nie
mógł mnie znaleźć. Gdy stanęłam na drugim zboczu góry, prawie na samym
czubku, księżyc wyjrzał zza chmur... Drżały mi łapy. Akuma sączyła we
mnie swój jad. Mówiła do mnie:
-No dalej... Szukaj tego co kochasz... Szukaj swojej zdobyczy...
-Zamknij się.- warknęłam do niej.
-O... Jak zawsze starasz się mi oprzeć... A kto uratował cię w czasie tamtej wojny... Kto?
-Ty byłaś jej powodem!- krzyknęłam, a echo rozniosło mój krzyk po dolinie.
-Nie...
Ja byłam tylko pretekstem... I to ja cię uratowałam... A teraz...
Jesteś sama.... Nikomu na tobie nie zależy... Masz tylko mnie... Możemy
się przyjaźnić... Ja będę cię chronić, a ty zapewnisz mi pokarm i
satysfakcję... Co ty na to?
-Nigdy! Zatrułaś mi całe życie! I nie pomogę ci niszczyć życia
innym! Słyszysz! Nienawidzę cię! Nienawidzę!- krzyczałam. Akuma tylko
się śmiała. Po chwili walki z Demonem zaczęłam się zmieniać... Sierść
zjeżyła mi się na karku, stałam się czarna jak noc, spod sierści wyrosły
skrzydła, wydłużyły się kły, na czaszce wyrosły dwa rogi, pazury stały
się ostre jak noże, a ciało powiększyło dwukrotnie... Stałam się nocnym
potworem... Dyszałam... Wszystko mnie bolało, ale Akuma była we mnie
silna... Oczy zabarwiły się na czerwono, a myśli zapełniały dwa słowa:
'KREW i ŚMIERĆ'.... Zawyłam i skoczyłam w przepaść. Wylądowałam na
drugim zboczu. Ruszyłam biegiem po krew... Po śmierć... Akuma śmiała
się. Śmiała się ze mnie i mojej słabości. Biegłam szybko jak cień, który
zalał mój umysł. Biegłam i biegłam przed siebie. Wyczułam po drodze
człowieka... Kłusownika. Stanęłam i wciągnęłam zapach strachu w nozdrza.
Strach... Puściłam się biegiem i zabiłam kłusownika. Nawet nie zdążył
krzyknąć. Pysk zabarwiła mi krew. Krew człowieka. Człowieka mordercy.
Człowieka kłusownika. Spotkałam tej nocy jeszcze kilku takich. Ani jeden
nie przeżył nocy. Gdy księżyc ponownie schował się za chmury Akuma
krzyknęła:
-Zostań! Jesteś mi winna jeszcze jedno życie!
-Nie! Nie
jestem ci winna nic!- powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Księżyc
schował się za widnokręgiem. Za kilkadziesiąt minut miało wzejść słońce.
Już odzyskiwałam panowanie nad swoim ciałem. Zawzięłam się i ruszyłam z
powrotem na tereny watahy, której członek mnie uratował. Akuma się
opierała, kilka razy zawracałam, ale w końcu powróciłam na tamto zbocze
przeszłam jeszcze na jego wschodnią stronę i wtedy oświetliło mnie
słońce. Akuma wydała z siebie okrzyk bólu i zeszła z prowadzenia. Powoli
kły się skróciły, skrzydła schowały i zniknęły rogi. Ciało wróciło do
normalnego stanu i zaczęłam wracać, by podziękować wilkowi. Spotkałam go
po drodze. Powiedziałam:
-Przepraszam za... Za wczoraj... I chciałam ci podziękować za uratowanie życia....- spuściłam lekko głowę. A on odpowiedział:
-...
<Demon? Co odpowiedziałeś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz