Noc zapadła powoli, czułam przemianę... Wolałam gdy noc przychodzi
szybko, wtedy ból jest mniejszy i szybciej mija... Powoli... Tak
wolno... Dyszałam. Skręcało mnie z bólu z czego to też powodu wiłam się
pod drzewem. Od trzech dni szukałam watahy, teraz czułam wilki ale nie
chciałam by TO widziały. Miałam wrażenie, że mnie rozrywa, zacisnęłam
powieki bo najgorzej było gdy zmieniał się kolor oczu... A księżyc
świecił, zwiastując coraz to szybszy przypływ bólu. Krzyknęłam, i
nagle... Zapadła cisza. Ból ustał, wstałam. Moje łapy były jak z waty, a
organizm był wyczerpany. Choroba pożerała mnie od środka... Medycy...
Oby mieli MEDYKA. Gdyby nie ten ROBAK wszystko było by dobrze...
Chwiejnym krokiem ruszyłam przez las, na polanie nie było nikogo...
Nikogo nad wodospadem, nikogo nad jeziorem... Przeszłam już prawie całe
tereny gdy zobaczyłam wilka. Siedział na plaży... Musiałam iść. To był
problem. Upadłam i zaczęłam się czołgać...
- Proszę... Pomóż... - szepnęłam cicho, ale wilk obrócił łeb.
Wyciągnęłam łapę i mnie ponownie zamgliło, obróciłam się i kaszlnęłam a
potem... Potem, było ciemno.
< Demon? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz