Duchy rozpłynęły się w porannej mgle, ja szłam po plaży wsłuchując się w
szum morskiej wody i bicie fal o brzeg, morskie powietrze przepełniało
moje płuca, słońce dopiero wyłaniało się zza horyzontu, to tu, ponoć
znajdowała się Wataha Wolnego Serca... Cóż za zachwycająca nazwa, i
zapewne przyciągała wilki bez watah, no bo, kto nie chciałby dołączyć do
Wolnych Serc? Mhym... i właśnie teraz, gdy ta wspaniała morska bryza
ponownie odwiedziła me płuca, zdałam sobie sprawę, że ktoś za mną stoi, a
był to basior, przystojny, i choć Go nie widziałam, czułam, że stoi na
skale i mnie obserwuje, czuć było, od Niego odwagę i męstwo a zarazem,
pewną niepewność. Czyżby się mnie obawiał? Westchnęłam i zatrzymałam
się.
- Czemu mnie obserwujesz? - zapytałam i odrzuciłam łeb do tyłu by
zobaczyć basiora, skrył się za skałą - Och, proszę, nie jestem głupia, i
wiem, że tam jesteś. - wdrapałam się po skałkach przykrytych piaskiem,
moje łapy chrzęszczały na nim. Gdy wdrapałam się na sam szczyt ujrzałam
skrzydlatego samca. Siedział, a raczej pół siedział, pół leżał
uśmiechnął się niepewnie i wstał, najwidoczniej nie wiedział jaką
przybrać postawę; czy obronną, czy rozluźnioną, ja wybrałam opcję drugą,
i teraz stałam tak, naprzeciw Niego.
< Demon? Czo tam? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz